sobota, 1 kwietnia 2017

ROZDZIAŁ #25

  Od balu bożonarodzeniowego wszystko wróciło do normy. Zaczynając na sytuacji z Jamesem, przez przyjaźń z Lily, aż po sytuację z Remusem. Remus albo jest tak świetnym aktorem, albo rzeczywiście wszystko sobie poukładał. Nie uczestniczyłam w tym procesie, a ani James, ani Syriusz nie chcieli mi nic powiedzieć. Mówili, że to sprawa Remusa jak sobie z tym radzi. No cóż, sama mówiłam, że poczekam ile będzie trzeba, ale myślałam, że będę chociaż wiedziała co się z nim dzieje. Praktycznie ze sobą nie rozmawialiśmy. W sumie tylko mówiliśmy sobie cześć jak się gdzieś widywaliśmy i zastanawiam się czy bardziej bolesne było to dla mnie czy dla niego.
       Wszystko zmieniło się pewnej wyjątkowo słoneczniej soboty, kiedy nagle zaczęliśmy ze sobą rozmawiać i żartować jak kiedyś. Ot tak. Po prostu w pewnym momencie wszystko znowu się zmieniło. Bez żadnych poważnych rozmów. Bez niczego. Po prostu wszyscy siedzieliśmy w naszym kącie i zaczęliśmy znowu rozmawiać. Ale nie mogłam się tym cieszyć długo. Nie mogłam odzyskać przyjaciela na stałe. Na przeszkodzie stanęła pełnia.
     Dzień pełni był jak każdy inny. Wszyscy zdenerwowani, Remus zmęczony. Lily nie odstępowała mnie na krok tłumacząc, że dawno nie spędzałyśmy razem czasu. Dlaczego musiałyśmy go spędzać razem akurat wtedy? Nie to, że nie lubię Lilki. Ja ją bardzo lubię. To moja najlepsza przyjaciółka. Ale dlaczego chciała spędzić ze mną czas akurat wtedy? Nie zniechęciło jej nawet to, że próbowałam się uczyć. O dziwo, to ona narzekała, że za dużo się uczę i powinnyśmy się trochę rozerwać. Zaczęłam wtedy podejrzewać, że ja albo ona padłyśmy ofiarom głupiego kawału Huncwotów. Jak się później okazało dziewczyna po prostu chciała ode mnie wyciągnąć dlaczego Nathalie spędza tak dużo czasu z Remusem. Nie miałam pojęcia.
       Kiedy zaczęło się ściemniać zaczęłam się stresować. Okropnie dawno się nie zmieniałam i nie pilnowałam Remusa. Bałam się, że dzisiaj zrobię coś źle. Że przeze mnie Remus ucieknie i coś komuś zrobi. Moje obawy były nie potrzebne. Nie uciekł przeze mnie. Nie uciekł przez nikogo z nas. Po prostu nie daliśmy rady go zatrzymać.
      Nie zmienia to faktu, że uciekł. Pobiegł do lasu, a my za nim. Biegłam najszybciej. Byłam wilkiem. W dodatku zaciekłym wilkiem, który nie chciał pozwolić wilkołakowi uciec zbyt daleko. To był mój błąd. Nie powinnam wyrywać do przodu. Powinnam poczekać na resztę, a ja gnałam przed siebie jak głupia. Aż zagrodziłam Remusowi drogę. Pamiętajcie, nigdy nie zastępujcie wilkołakowi drogi. Chyba, że chcecie skończyć jak ja.
      Zanim reszta do nas dobiegła było już po wszystkim. Zanim się zorientowałam Remus stał na tylnych łapach i wystawiał pazury. Strach mnie sparaliżował. Nie mogłam się ruszyć. Nie mogłam uciekać. 
     Sekundę później czułam niewyobrażalny ból, który sprawił, że nie mogłam nadal trwać w zwierzęcej postaci. Od mojego prawego ramienia, przez klatkę piersiową do nadgarstka lewej ręki ciągnęły się trzy szerokie, głębokie i powoli krwawiące rany. Ślady po pazurach Remusa. Las i błonia przeszył mój niewyobrażalny krzyk. Wilkołak spłoszony krzykiem odbiegł w głąb lasu, a ja resztkami sił oparłam się o drzewo rosnące dosłownie krok ode mnie.
      Nie wiem, czy to możliwe, ale przerażenie chłopaków widziałam jeszcze zanim zmienili się z powrotem w ludzi. Pierwszy zareagował James. Przemienił się i od razu do mnie podbiegł. I to tyle. Uklęknął przede mną i patrzył na ranę z otwartymi ustami i przerażeniem w oczach. Zaraz po nim pojawił się Syriusz.
- Kurwa - szepnął. Nie miałam siły płakać. Nie miałam siły trzymać oczu otwartych. - Nie zasypiaj, Tris - usłyszałam jego głos, kiedy oczy prawie miałam zamknięte. W odpowiedzi wydałam tylko stłumiony jęk.
- Wracajcie do Remusa. Zaniosę ją do pani Pomfrey. - James. Bracie. DO HAGRIDA JEST BLIŻEJ IDIOTO!
- Do Hagrida. Zanieś ją do Hagrida. Niech zatamuje krwawienie - wtrącił Syriusz. Dziękuję.
- Racja.

*DWIE GODZINY PÓŹNIEJ*

- Nic mi nie jest - wydałam stłumiony jęk, kiedy pani Pomfrey znowu dotknęła mojego ramienia.
- Siedź cicho - mruknęła poirytowana pielęgniarka. - Właśnie zaatakował cię wilkołak. Jest ci coś, Potter.
       Wywróciłam oczami i oparłam się o zagłówek z głębokim westchnięciem. Przymknęłam oczy i próbowałam udawać, że w ogóle nie bolą mnie głębokie rany, które zostawiły pazury Remusa.
- Remus nie może się dowiedzieć. - Mój głos był o wiele za słaby, żeby ktokolwiek mógł pomyśleć, że nic mi nie jest.
- Tris, nie jesteś głupia - westchnęła uzdrowicielka i spojrzała na mnie ze współczuciem. - Wiesz, że i tak się zorientuje.
      Pokiwałam lekko głową i dotknęłam delikatnie ramienia po czym syknęłam z bólu.
- Mogę dostać coś przeciwbólowego? - skrzywiłam się lekko.
- Nie. - Dumbledore. Oczywiście. Kto inny? Zaczynam nie lubić tego gościa. - Powinnaś się przyzwyczaić do bólu.
- Co? - Tak, wiem. Bardzo dyplomatycznie. Ale gdyby wam ktoś powiedział, że macie się przyzwyczajać do bólu to jakbyście zareagowali?
- Powinnaś wiedzieć o co mi chodzi. - Ten jego spokój jest czasem dobijający. Ja przeżywam męczarnie i zaczynam się bać, a ten z anielskim spokojem oznajmia mi, że powinnam wiedzieć, dlaczego mam się uczyć bólu.
- Nie, nie wiem.
- Co się dokładnie stało? - wskazał ręką na moje rany. Och, no tak. Bo po co mi odpowiadać? Tu wcale nie chodzi o mnie. I prawdopodobnie moje życie.
- Remus uciekł, pobiegliśmy za nim, wyrwałam do przodu, zastąpiłam mu drogę, zaatakował mnie, James mnie zaniósł do Hagrida, a Hagrid tutaj. Nie jestem w stanie opisać tego dokładniej. - Uwielbiam patrzeć na tego gościa obojętnym wzrokiem, bo wtedy on przestaje taki być. A wytrącenie go z równowagi to dla wielu bardzo, ale to bardzo trudna sztuka. Bo on się nie denerwuje. Prawie nigdy. Ostatnio coraz częściej.
- Może James powie mi coś więcej - westchnął.
- Niech go pan zostawi - warknęłam. (Niechcący). - Syriusza i Petera też. Prawie umarłam na ich oczach. Znowu. Niech da im pan odpocząć. Potrzebują tego.
- Nie ma czasu na odpoczynek, Tris. Remus mógł być agresywniejszy nie przez przypadek.
 
        Wyszedł. Powiedział mi, że ktoś mógł kontrolować mojego przyjaciela i wyszedł. Bez słowa. Nie powiedział nawet cholernego "dobranoc". Nic. 

*******************************************************************************

Dzień dobry wieczór. Wróciłam. Po prawie  czterech miesiącach, wiem. Jestem okropna wiem. 
Naprawdę okropnie Was przepraszam. Pisałam ten rozdział od sylwestra, poważnie. Próbowałam go napisać szybciej, serio. Ale udało mi się dopiero teraz i bardzo, ale to bardzo Was za to przepraszam. Naprawdę. Postaram się dodawać rozdziały częściej, ale nic nie obiecuję. Nie chcę zapeszać, wiecie. Ale mam pomysł i postaram się nie zaniedbywać tego opowiadania. Jeszcze raz przepraszam.
Mam nadzieję, że Wam się podoba.
xoxo Ela

czwartek, 15 grudnia 2016

ROZDZIAŁ #24 CZ.2

     Znacie to uczucie kiedy siedzicie przy jednym stoliku ze swoim chłopakiem, bratem i przyjaciółmi i nic nie mówicie, bo chcecie zniknąć? Ja znam. Nie polecam. James też za dużo nie mówił. Tak jak Remus. Stanęło na tym, że Lily, Nathalie i Syriusz nieudolnie próbowali podtrzymać rozmowę, która w ogóle się nie kleiła. James w końcu zaprosił Lily do tańca, Remus i Nathalie rozmawiali o jakiś duperelach.
- Tris? - mruknął w końcu Syriusz.
- Tak?
- Proponuję, żebyśmy zatańczyli. To lepsze niż siedzeniu tu tak i nic nie robienie, nie uważasz?
     Spojrzałam na parkiet, na którym roiło się od tańczących par. Leciała akurat jakaś wolna piosenka. Przeniosłam wzrok na Syriusza.
- Chodźmy - powiedziałam z uśmiechem. - Przyda mi się to.
     Tańczyliśmy już chyba trzecią piosenkę, a muzyka za nic nie chciała zmienić się na szybszą. Więc stałam wtulona w Syriusza i kołysaliśmy się w rytm. Potrzebowałam takiej bliskości z nim. Nie rozmawialiśmy prawie w ogóle. Aż do momentu kiedy Dumbledore postanowił trochę nas pomęczyć i zaczął wymyślać "zabawy". Ogólnie to nie było tak źle. Przynajmniej pośmiałam się trochę. Nareszcie. Najgorzej było kiedy zarządził odbijanego. Jako, że życie mnie nie lubi musiałam trafić na kogoś, na kogo szczególnie trafić nie chciałam. Czyli na Jamesa oczywiście.
- James - mruknęłam unikając jego spojrzenia.
- Tris. Pięknie wyglądasz - powiedział siląc się na lekki uśmiech.
- Dziękuję. Ty też nieźle.
     Przez chwile milczeliśmy, po czym zebrałam się na odwagę i zaczęłam mówić.
- James. Przepraszam cię za to wszystko. Nie powinnam w ogóle się odzywać. Ale wiesz, że mam problem z byciem cicho. Nie chciałam mówić, że ty też tak myślisz. Po prostu tak jakoś wyszło i naprawdę mam nadzieję, że nie jesteś za bardzo zły, ale zrozumiem jeżeli będziesz, bo zachowałam się głupio i... Z czego się śmiejesz? - przerwałam kiedy zobaczyłam, że parsknął śmiechem.
- Kocham cię, wiesz? - powiedział w odpowiedzi i mnie przytulił.
- Ja ciebie też? - powiedziałam trochę zdezorientowana w jego koszulę. I w tym momencie Dumbledore ogłosił, że wracamy do swoich partnerów, więc odwróciłam się do Syriusza.
- I jak? Pogodzeni? - spytał od razu.
- Chyba w ogóle nie był zły - mruknęłam. Tak, wiem. Miałeś rację.
- Miałem rację. - Zgromiłam go wzrokiem w odpowiedzi. - Chodź, napijemy się czegoś - powiedział, po czym nie czekając na odpowiedź ruszył w stronę stolika, przy którym siedział już James z Lily.
- Dobry wieczór - powiedziałam uśmiechnięta.
- O, uśmiechasz się! - zawołała szczęśliwa Lily.
- Ty też! A jesteś z Jamesem! - odpowiedziałam.
- No, i muszę ci przyznać, że masz całkiem spoko brata - powiedziała niechętnie.
- Aaa, wiedziałam! - zawołałam i przytuliłam ją.
- Tris. Opanuj się. Powiedziałam tylko, że James jest całkiem spoko.
- Tak, tak, mhm - mruknęłam biorąc do ręki poncz.
     Koło dwudziestej trzeciej, kiedy w Sali zostało już tylko kilka par bez przerwy leciały wolne piosenki. Tańczyliśmy z Syriuszem już od dobrej godziny bez przerwy i nadal bardzo mało mówiliśmy. W gruncie rzeczy nie wiem czemu. Ale nie przeszkadzało mi to. W sumie to nawet lepiej. Jestem pewna, że zeszlibyśmy na jakiś niewygodny temat. Chociażby moja rozmowa z rodzicami, o której Syriusz nic nie wie.
- Tris? - szepnął mi do ucha po mniej więcej godzinie tańczenia.
- Tak?
- Nie jesteś zmęczona? - spytał trochę głośniej, a ja podniosłam głowę spoczywającą do tej pory na jego ramieniu. Byłam padnięta.
- Troszkę - mruknęłam. - A ty?
- Padam na twarz. Wracamy?
- Chodźmy.
     Hogwart o tej porze jest piękniejszy niż zwykle. I upiorny. Mimo aurorów, którzy krążyli po korytarzach dreszcze przechodziły mnie za każdym razem, kiedy usłyszałam jakiś szelest, którego pochodzenia ne potrafiłam zidentyfikować. Syriusz trzymał mnie za rękę cały czas, a kiedy zadrżałam po raz kolejny objął mnie ramieniem mocno.
- Wyluzuj. Nikogo tu nie ma - powiedział kiedy zawahałam się przed wejściem na ciemny korytarz, z którego musieliśmy już tylko wejść na schody i byliśmy już w PW.
- Wiem - szepnęłam, mimo iż naprawdę czułam irracjonalny strach. - Nie boję się - powiedziałam, bardziej żeby przekonać siebie niż jego.
- Jasne - mruknął.
      Mimo iż obydwoje byliśmy wręcz padnięci rozmawialiśmy jeszcze do około czwartej rano kiedy zasnęłam pół leżąc pół siedząc.
      Obudziłam się leżąc pod kołdrą. Na stoliku obok łóżka zobaczyłam talerz z naleśnikami i jakaś karteczkę.
      Jak się okazało to Syriusz informował mnie że, kiedy wstał było koło dziesiątej, przyniósł mi śniadanie i siedzi z resztą w PW. Była trzynasta. Przespałam połowę dnia. Znowu. Świetnie. 

********************************************************************************

Chciałam napisać ten rozdział kompletnie inaczej. Miał być całkowicie inny. A wyszło to coś. Nie podoba mi się ani trochę, jest za krótkie i musieliście czekać o wiele za długo. Straasznie Was przepraszam Ale naprawdę nie potrafiłam go napisać. Na pocieszenie powiem, że mam już pomysł na następny rozdział i postaram się go dodać w przyszłym tygodniu, ewentualnie po świętach.
xoxo Ela


poniedziałek, 31 października 2016

ROZDZIAŁ #24 CZ.1

      Dwudziesty czwarty grudzień. Wigilia i dzień balu bożonarodzeniowego. Właściwie to od śniadania (na które zjadłam pół tosta) Syriusz zmusił mnie tylko do wypicia szklanki wody. Tak więc byłam padnięta i umieram z głodu. Za dwie godziny mieliśmy wychodzić a ja byłam kompletnie nie gotowa. Właściwie, gdyby nie Lily to powiedziałabym Syriuszowi, że mi się odwidziało i nie chcę iść. Ale skoro ona zgodziła się iść z moim bratem, to nie mogłam jej zostawić samej i muszę iść. W sumie to nie mogłam nie przyznać jej racji. Jej argumenty były całkowicie zrozumiałe. A poza tym, skoro już ogłosiłam wszem i wobec, że mój cel to zdobycie tytułu królowej balu (tylko ze względu na rodziców, którzy uważali, że w ogóle nie mam z kim iść, nie byłabym sobą gdybym nie zrobiła im na złość) to wypadałoby pójść. Więc chcąc nie chcąc musiałam zejść na dół i wziąć ze swojego dormitorium sukienkę i te wszystkie pierdoły. Na samą myśl o ubieraniu się w ta kieckę, te mega niewygodne buty na obcasie, malowaniu się i ogarnięciu tego gniazda, które śmie nazywać się włosami, na mojej głowie robiło mi się niedobrze. Ale jak mus to mus.
      Lilka, jak ona ma to w zwyczaju zarażała mnie pozytywną energią od samego rana. No tak, ale ona nie pokłóciła się z rodzicami dwa dni wcześniej, a z bratem dzień wcześniej. Właściwie to nie mam pojęcia dlaczego James był na mnie zły. Chociaż jakby się zastanowić to chyba nie powinnam mówić rodzicom, że czasem wolałabym, żeby wtedy Śmierciożercy mnie zabili, albo jeszcze lepiej, żeby zabili ich. No i na pewno nie powinnam była mówić, że i ja i James nie mamy zamiaru... jak ja to powiedziałam? Że nie mamy zamiaru wracać na święta do domu, bo im się przypomniało, że mają dzieci. Aha, no i to, że powiedziałam, że oboje najchętniej byśmy się od nich wynieśli i zapomnieli o ich istnieniu nie było najlepszym pomysłem. Nie powinnam mówić za niego. Kurde, szkoda tylko, że pomyślałam o tym dopiero teraz. Nie no, ja jestem genialna. No dobra, sprostuję to jakoś później. Teraz może powinnam zająć się balem.
      Z racji tego, że Lilka zajęła łazienkę w dormitorium, a do swojej nie chce mi się znowu iść położyłam się na łóżku z nadzieją na chwile spokoju. Ale nie. Skąd. Jak mogłam w ogóle pomyśleć, że będę miała chwile spokoju. Na brzegu mojego łóżka usiadł ktoś. A dokładniej Elizabeth.
- Cześć Tris - powiedziała wesoło.
- Hej Liza.
- Co się dzieje z Nathalie? Cały czas jest smutna. Nie wiesz co się stało?
     To są chyba jakieś żarty. Nie dość, że jestem pokłócona z bratem i rodzicami to teraz jeszcze Nathalie jest smutna? No a ja oczywiście tego nie zauważyłam. Boże, co ze mnie za człowiek. Zabijcie mnie.
- Nie mam pojęcie co się dzieje. Jak się czegoś dowiem, to dam znać - zapewniłam i poszłam do łazienki, bo Lily ją łaskawie zwolniła. Nareszcie.
     Kiedy po prawie godzinie spędzonej w łazience wyszłam ubrana już w sukienkę Wanda wściekła prawie mnie wywaliła wchodząc do niej.
- Tris! - usłyszałam głos Alice tuż obok ucha kiedy szukałam szczotki, którą położyłam Bóg wie gdzie
- Tris! - usłyszałam głos Alice tuż obok ucha kiedy szukałam szczotki, którą położyłam Bóg wie gdzie.
- Tak?
- Pomalować cię?
- Och, tak... - urwałam patrząc na nią. - Wow.
     Była ubrana w wspaniałą czarną sukienkę wyszywaną perłami. Miała mocny makijaż, a włosy zostawiła rozpuszczone kręcąc je tylko trochę.
- Dzięki. Ty też wow - odparła wywołując u mnie śmiech. - Dobra siadaj, bo nie zdążę.
     Kiedy skończyła Elizabeth od razu posadziła mnie z powrotem na krzesło i zaczęła coś robić z moimi włosa cały czas upominając mnie, żebym przestała się wiercić. Kiedy w końcu pozwoliły mi się zobaczyć w lustrze nie stałam ja. To zdecydowanie nie byłam ja. Ja nie chodzę w makijażu, sukienkach, a moje włosy są albo rozpuszczone albo spięte w jakiegoś badziewnego koka. Nie są upięte w jakiegoś fikuśnego koka z boku głowy, na mojej twarzy nie widać ani cieni do powiek, ani szminki ani w ogóle nic. Ale mimo to muszę przyznać, że wyglądałam zjawiskowo.
- Dzięki dziewczyny - powiedziałam, ale w pokoju została już tylko Lily, która czekała na mnie przy drzwiach. - Lily, powiedz Syriuszowi, że za chwilę zejdę.
- Pięknie wyglądasz, Tris. Będzie dobrze - uśmiechnęła się pokrzepiająco i wyszła.
     Przez chwilę przyglądałam się sobie w lustrze i stwierdziłam, że jeżeli zejdę na dół z taką miną to wszyscy pomyślą, że ktoś właśnie umarł. Zmusiłam się do sztucznego uśmiechu, ale tak wyglądałam jeszcze gorzej. Westchnęłam i wyszłam z pokoju. Schodzenie po tych schodach w szpilkach jest niebezpieczne. Idąc po nich modliłam się, żeby nie spaść. Skoro już idę na ten bal, to chciałabym go przeżyć.
     Syriusz stał naprzeciwko wyjścia z wieży dziewczyn. Zobaczyłam go szybciej niż on mnie, więc miałam okazję mu się przyjrzeć. Wyglądał wspaniale. Założył muchę. On nienawidzi much. Spoglądał nerwowo w stronę schodów, jakby bał się, że nie zejdę, więc ruszyłam dalej. Zanim zeszłam poczułam jak łapie mnie za rękę.
- Chodź, nie chcemy, żebyś się zabiła - powiedział cicho. Już nie musiałam się martwić o uśmiech. Ścisnęłam jego rękę i dalej poszłam już pewniej. Kiedy w końcu stanęłam na dywanie w PW podniosłam wzrok i spojrzałam na niego z bliska. Wyglądał naprawdę olśniewająco.
- Wspaniale wyglądasz - powiedział kładąc rękę na moim policzku.
- Ty też - burknęłam i się do niego przytuliłam. Dzięki tym butom byłam prawie jego wzrostu co wcale nie sprzyjało przytulaniu się.  - Chodźmy.
- Chodźmy - powtórzył i złapał mnie za rękę.
     Organizatorzy w tym roku się postarali. Wielka Sala wyglądała wspaniale. Kilka ogromnych choinek stało w różnych jej częściach, wszędzie, poza parkietem, na którym tańczyło już kilka par, stały sześcio- i ośmioosobowe stoły, z których większość była już zajęta. Na każdym z nich stało jakieś jedzenie i picie.
- Wow - usłyszałam jego szept.
- No, wow.
     Nie chciałam tam być. Właściwie to jedyne miejsce, w którym chciałam teraz być to las w Dolinie Godryka. Ten las jest magiczny. Chodzę tam zawsze kiedy chcę być sama. Mam tam takie miejsce, do którego dotarłam kiedyś przez kompletny przypadek, bo się zgubiłam. Nikt tam nigdy nie przychodził. Wiedział o nim tylko James. Zawsze wiedział gdzie mnie szukać. James. Musiałam coś zrobić, żeby się z nim pogodzić. Tylko co? Wtedy nie chciałam o tym myśleć. Tylko jak, kiedy widzisz swojego brata, który byłby najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, bo poszedł na bal z dziewczyną swoich snów, ale nie był, bo musiałaś się z nim pokłócić? No właśnie. Nie da się. Siedział tyłem do mnie obok Lilki. Na przeciwko niego siedział Remus, który złapał moje spojrzenie i uśmiechnął się blado. Posłałam mu szeroki uśmiech. Jednak przyszedł. Dwa miejsca przy stoliku były wolne. Siedziały przy nim tylko cztery osoby. James, Lily, Remus i Nathalie. Nie wiem gdzie podziała się reszta, ale nie mogłam ich nigdzie dojrzeć. Syriusz ścisnął moją rękę i pociągnął za sobą w ich stroną. Już nie było odwrotu. Musiałam stawić czoła całej tej szopce, a później mogę iść spać.
- Cześć - powiedział Syriusz, a James i Lily siedzący do nas tyłem odwrócili się. Spojrzenie Jamesa od razu spoczęło na mnie. Uśmiechnęłam się blado, a on odwrócił się z powrotem. Auć. Zabolało.

**********************************************************************

Dobry wieczór! Jestem! Miałam w planach opisać cały bal w jednym rozdziale, ale to już jest ponad tysiąc słów, a nie chcę znowu dodawać czegoś, co ma trzy tysiące, bo raczej nikomu się nie będzie chciało tego czytać. Więc łapcie pierwszą część! Następna powinna się niedługo pojawić.
xoxo Ela

niedziela, 2 października 2016

ROZDZIAŁ #23

*22 GRUDNIA*

     Od pół godziny próbuję wymyślić co mam założyć na spotkanie z rodzicami. Stresuję się jak cholera. To chyba nie za dobry znak. Syriusz gdzieś wyszedł, przed chwilą była tu Lily, która próbowała mnie uspokoić i pomóc mi wybrać ubrania. Stanęło na czarnych jeansach, swetrze w świąteczne wzory i botkach. Aktualnie stoję przed lustrem i kwestionuję swój wybór.
     Drzwi za mną się otworzyły. Po chwili zobaczyłam odbicie Syriusza.
- Tris, zlituj się. Od tygodnia narzekasz że w końcu sobie o tobie przypomnieli, a dzisiaj cały dzień się stresujesz - powiedział podchodząc do mnie.
- Nie denerwuj mnie - mruknęłam.
- Chodź tu - zaśmiał się i mnie przytulił.
- Jesteś okropny - powiedziałam w jego bluzę.
- Wiem, wiem - parsknął. - O której masz być u McGonagall?
- Siedemnastej.

*SIEDEMNASTA*

     Spóźniłam się. Nienawidzę się spóźniać. A teraz się spóźniłam na spotkanie z rodzicami. Właściwie, to mogłam w ogóle nie przyjść. Ale jakby na to nie patrzeć to jestem ich córką, więc powinnam przyjść. Dlaczego nie myślę tak na wakacjach? Co jest nie tak z moją głową?
     Ogólnie to kiedy weszłam do gabinetu McGonagall spodziewałam się zastać tam ją i rodziców siedzących przed biurkiem. W gruncie rzeczy to oni tam siedzieli, ale nie było ani śladu po McGonagall.
     No cóż, dzięki pani profesor.
- Tris, witaj - powiedziała mama.
- Cześć - mruknęłam.
- Jak się czujesz, kochanie?
- Dobrze gorzej było zaraz po przebudzeniu, ale wtedy chyba nikogo to nie obchodziło - powiedziałam sucho. Mama westchnęła.
- Usiądź Tris, proszę - powiedziała cicho. Spojrzałam na nią spode łba i usiadłam niechętnie na jednym z foteli.
     Było już ciemno. Za niedługo zacznie się pełnia. Patrzyłam niechętnie na rodziców. Nie chciałam tam być. Wolałabym być teraz w Chacie razem z chłopakami.
- Kochanie - zaczęła niepewnie mama. - Chcielibyśmy z tatą żebyście z Jamesem wrócili do domu na święta - dokończyła szybko, a ja spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
- Słucham? A nie słyszeliście przypadkiem o balu bożonarodzeniowym? Nie mam mowy ja zostaję i James pewnie też - powiedziałam.
- Tris, bądź poważna - powiedział tata. - Niby z kim chcesz iść na ten bal? Sama? - spytał, a ja spojrzałam na niego jak na skończonego idiotę. Wdech, wydech. Wdech, wydech. Spokojnie Tris, opanuj się. Nie wrzeszcz na swojego ojca.
- Tak się składa, że nie. Mam najlepszego chłopaka na ziemi, z którym się wybieram - wycedziłam przez zęby. Nie byłabym sobą gdybym nie dodała: - Interesował się mną przez ten rok bardziej niż wy dwoje razem wzięci.
     Widać było, że dotknęłam ich oboje tym, co powiedziałam.
- Masz chłopaka? Jak się nazywa? Jaki jest? - spytała mama.
- Och błagam, nie musisz udawać, że cię to obchodzi. Ale tak, mam. I normalnie nie zgadniesz jak się nazywa - powiedziałam z udawanym entuzjazmem. Wiedziałam, że rodzice nie przepadają za Blackami. Nasza przyjaźń z Syriuszem tolerują, ale wątpię czy spodoba im się, że ich córka się z nim spotyka. - Syriusz Black.
     Wypowiedziałam te dwa słowa głośno i wyraźnie. Spojrzeli na mnie zszokowani, a ja wpatrywałam się w nich pustym, niewyrażającym emocji wzrokiem.
- Och, to... wspaniale - powiedziała z wymuszonym uśmiechem mam, a tata pokręcił głową powoli.
- Spotykasz się z Blackiem? - spytał z niedowierzaniem. Potwierdziłam ruchem głowy.
- Jakiś problem?
- Żaden, podejrzewam - powiedział.
- Słuchajcie, chciałabym jeszcze pogadać i tak dalej, ale mam naprawdę dużo nauki i nie mam czasu - powiedziałam.
- Nie tak szybko, musimy omówić jeszcze jedną sprawę - powiedziała mama stanowczo, a ja westchnęłam z niechęcią
- Naprawdę nie może to poczekać? - spytałam.
- Nie, Tris, nie może - powiedział tata i już chciał kontynuować kiedy drzwi gabinetu otworzyły się gwałtownie i stanął w nich James.
- Mamo, tato - powiedział do nich i kiwnął głową. - Tris. Powinnaś pójść ze mną. Dumbledore chce z tobą mówić. Teraz - powiedział. był blady i przerażony. Po chwili weszła McGonagall i mnie pospieszyła. Wstałam i bez pożegnania wyszłam za Jamesem.
- James! Co jest? - spytałam kiedy prawie biegłam za nim korytarzem.
- Syriusz... Remus... Tris... on umiera - powiedział. A ja zatrzymałam się raptownie. - Chodź. Dumbledore mówi, że możesz go uratować.
     Że ja!? Jak do cholery!? Kiedy weszliśmy do SS id razu zobaczyłam panią Pomfrey miotającą się przy łóżku. Dumbledore stał kawałek dalej i patrzył na nas.
- Tris - powiedział zakłócając ciszę. - Księga.
     I nagle zrozumiałam. Chciał, żebym wykorzystała jakieś zaklęcie z księgi, żeby uratować Syriusza. Czy jego pogięło? W życiu tej księgo nie otwierałam, a teraz jeżeli coś schrzanię zabiję swojego chłopaka. Świetnie, nie powiem, cudownie. Wytrzeszczyłam na niego oczy, ale podeszłam powoli starając się nie zwracać uwagi na całkowicie czerwoną klatkę piersiową Syriusza. Wspominałam już, że krew mnie przeraża? Nie? No to wspominam.
- Tris na pewno masz jakieś zaklęcie uzdrawiające w Księdze. Znajdź je i uratuj go - powiedział wskazując ręką na Syriusza.
     Uklęknęłam przy jego łóżku i wyciągnęłam z torebki Księgę i zaczęłam wertować strony w poszukiwaniu zaklęcia. W tym czasie usłyszałam "Szybciej!" "On umiera!".
- Za późno Tris, nie udało ci się - usłyszałam głos Dumbledore'a. Po moich policzkach popłynęły łzy, a ja krzyknęłam.
- TRIS! - usłyszałam jak ktoś krzyczy moje imię. Otworzyłam oczy i usiadłam na łóżku zlana zimnym potem. Rozejrzałam się zdezorientowana po pomieszczeniu i z zaskoczeniem zobaczyłam Syriusza siedzącego na brzegu mojego łóżka. - Chryste Tris, co się stało? - spytał przerażony.
- Syriusz? - szepnęłam. - Co dziś mamy?
- Szósta rano dwudziesty trzeci grudzień, właśnie wróciłem z Chaty - odpowiedział przyglądając mi się uważnie. - Co ci się śniło.
- Jak zachowywał się dzisiaj Remus? - zignorowałam jego pytanie.
- Wyjątkowo spokojnie, nic się nie działo. Tris, jaki miałaś sen?
- Czyli nie atakował żadnego z was?
- Nie, ale do cholery Tris odpowiedz mi na pytanie!
- Śniło mi się, że James wyciągnął mnie ze spotkania z rodzicami, bo Remus cię zaatakował i umierałeś - wyszeptałam patrząc na jego koszulkę.
- Chryste, Tris - szepnął i przytulił mnie mocno. - Jestem tutaj. Cały i zdrowy. Nic mi nie jest, widzisz? - powiedział patrząc mi w oczy. Kiwnęłam głową lekko.
- Zostań ze mną - powiedziałam cicho. Kiwnął głową i położył się obok mnie. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej i wsłuchałam się w bicie jego serca. Był tam. Bezpieczny i cały.

*********************************************************

Dobry! Jak Wam życie mija? Wiem, długo mnie nie było, ale wyobraźnia odmówiła posłuszeństwa w stosunku do tego opowiadania. Mam nadzieję, że Wam się podoba. Liczę na komentarze.
xoxo Ela

wtorek, 13 września 2016

ROZDZIAŁ #22

*OCZAMI TRIS*

       Idąc w stronę gabinetu Dumbledore'a przypomniałam sobie ton głosu Stelli, jej kpiący uśmiech i triumf w oczach. I znowu miałam ochotę jej przywalić. Mam nadzieję, że jej tam nie będzie. Jestem pewna, że już u dyrektora była i on teraz chce ze mną porozmawiać. Boże, dlaczego?
     Była tam. Ona tam była. Siedziała sobie spokojnie w fotelu na przeciwko Trzmiela. Znacie to uczucie, kiedy na sam czyiś widok robi wam się niedobrze? Tak? No to ja mam tak ze Stellą. Jeny, jak ja nią gardzę.
- Dobry wieczór Tris, usiądź proszę - powiedział Dumbledore uprzejmie. Spojrzałam na niego podejrzliwie i usiadłam w fotelu obok Stelli, nawet na nią nie patrząc. - Stella powiedziała mi o zajściu na wieży zegarowej.
- Tak, domyślam się - powiedziałam zimno.
- Mogłabyś mi wytłumaczyć, co robiłaś sama na wieży? - widziałam dezaprobatę w jego oczach i nagle poczułam wyrzuty sumienia. Ale przecież nie zrobiłam nic złego!
- Chciałam zostać sama, jak pewnie pan wie rodzice chcą się ze mną spotkać. Chciałam to przemyśleć. - Cudem zapanowałam nad drżeniem głosu.
- Poszłaś tam, żeby pomyśleć? - spytał spokojnie, ale w jego oczach czaiło się zdenerwowanie. Kiwnęłam lekko głową. - Nie mogłaś pomyśleć w dormitorium, albo gdziekolwiek, gdzie chodzą ludzie?
- Ja... - zaczęłam, ale urwałam nie wiedząc co powiedzieć. Zerknęłam na Stellę kątem oka, a Dumbledore wziął głęboki oddech i zaczął spokojnie:
- Dobrze, przedstaw mi proszę swoją wersję wydarzeń.
     Zaczęłam mówić co po kolei się stało od momentu, w którym usiadłam na posadzce. Kiedy skończyłam dyrektor spojrzał najpierw na mnie, a później na blondynkę.
- Dobrze, wasze wersje wydarzeń nie różnią się za bardzo. - Niemożliwe. Stella powiedziała prawdę? Nie wierzę. - W związku z tym obydwie dostaniecie szlaban. Stello, ty jutro o siedemnastej staw się w gabinecie profesor McGonagall, a ty Tris, u mnie - powiedział. Wytrzeszczyłam oczy i spojrzałam na niego przerażona. Dlaczego? Wolałabym już mieć szlaban u Filcha.
- Słucham? Dlaczego ja mam mieć szlaban u McGonagall a ona u pana? - warknęła Stella. Oj, uważaj Benson, bo przekroczysz granicę.
- Bo tak postanowiłem, panno Benson. Możecie już iść - powiedział szorstko.
     Wstałam i wyszłam mrucząc ciche "Do widzenia". Zbiegłam po schodach i ruszyłam przez korytarz w stronę wieży. Weszłam do PW i ruszyłam w stronę kominka potrącając po drodze kilku pierwszaków.
- Mam szlaban z Dumbledorem - powiedziałam siadając obok Syriusza.
- To nie tak źle, nie? - powiedziała Lilka. - On cię lubi.
- Obecnie jest na mnie wściekły - mruknęłam. - Idę spać - stwierdziłam. Nieważne, że była dopiero dziewiętnasta. Nikt mnie nie zatrzymywał.
     Przebrałam sweter na bluzę Syriusza i wzięłam do ręki pierwszą z brzegu mugolską książkę i zaczęłam czytać.

*NASTĘPNY DZIEŃ, 16:55*

     Ja się dziwię, że jeszcze nikt przeze mnie nie umarł. Nie chodzi mi nawet o te cholerne burze. Po prostu jak się wkurzę to mam ochotę coś zdemolować i CZĘSTO to robię. Na szczęście jeszcze nigdy nikt przy tym nie ucierpiał. Może oprócz portfela rodziców, którzy wyciągali mnie z aresztu, bądź pokrywali naprawy. Teraz jak tak myślę, to to wina Marka i Harry'ego. Chociaż tylko częściowo.
     Ale tak przechodząc o rzeczy. Idę sobie do gabinetu Trzmiela, mam pięć minut, a dopiero wyszłam i muszę się spieszyć, ale OCZYWIŚCIE nie mogę dojść tam spokojnie, bo na korytarzu MUSIAŁ stać Filch i Smarkerus.
     Stali obok łazienki Jęczącej Marty, a Filch wydzierał się na Smarka. Od razu pomyślałam o sytuacji sprzed kilku dni, kiedy Irytek powiedział mi o łazience tej uwalonej jakimś eliksirem. Zwolniłam i nadstawiłam uszu, żeby usłyszeć o co chodzi.
- ... znowu zaczynasz... jeśli nie zadziała... powiem dyrektorowi... - docierały do mnie tylko urywki jego wypowiedzi.
- Na pewno zadziała... więcej czasu... Slughorn podejrzewa... mam mało prób... - Stanęłam jak wryta.
     Filch coś knuje razem ze Snapem i zdecydowanie nie powinnam o tym wiedzieć. Muszę znaleźć Irytka, pomyślałam. Ale najpierw spokojnie odbędę szlaban i nic nie powiem Trzmielowi. Ruszyłam przed siebie siląc się na obojętną minę.
- Czego tu szukasz, Potter? - warknął poirytowany woźny. Spojrzałam na niego niechętnie.
- Idę do dyrektora - powiedziałam oschle i chciałam iść dalej, ale odezwał się Smark.
- Słyszałaś o czym mówiliśmy? - spytał. Spojrzałam na niego z odrazą.
- Nie, Smarku, nawet bym nie chciała. A teraz zjeżdżaj, śpieszy mi się - powiedziałam opryskliwie i odeszłam. Wolałabym nie słyszeć.
     Po kilku minutach byłam już na schodach prowadzących do gabinetu dyrektora. Zerknęłam na zegarek. Spóźniłam się, ale tylko minutę, może nie zauważy.
- Dzień dobry - powiedziałam wchodząc.
- Dzień dobry, usiądź - odparł wskazując ręką fotel. Usiadłam i spuściłam wzrok. - Tris to nie będzie typowy szlaban - zaczął, a ja podniosłam głowę.
- Słucham?
     W odpowiedzi wyciągnął spod góry papierów jakąś ogromną i zniszczoną księgę i położył ją na biurku przede mną. Spojrzałam na nią niepewnie. Na okładce był napis w łacinie. Magnus Liber de Magicis Carminibus.
- Co to znaczy? - spytałam.
- Wielka Księga Zaklęć Magicznych - wytłumaczył mi Dumbledore. - To księga przekazywana z pokolenia na pokolenie. Od wieków przekazywali ją sobie magowie. Znalazłem ją w tajemnej bibliotece niemieckiego ministerstwa magii. Jako, że jesteś jedynym żyjącym magiem Księga należy do ciebie. - Spojrzałam na niego zszokowana. Tak cenna Księga ma być moja? - Tylko ty możesz jej używać, nikt nie powinien o niej wiedzieć. Za nic nie pokazuj nikomu jej zawartości. To niebezpieczne.
- Słucham? - powiedziałam kiedy umilkł. - Nie mogę nikomu o niej powiedzieć? - Proszę, powiedz, że źle zrozumiałam, błagałam w myślach.
- Przykro mi, Tris, ale to zbyt niebezpieczne. - Po tych słowach zrobiło mi się nagle jakoś słabo. Opadłam na oparcie fotela i zaczęłam ciężej oddychać, głowa zaczęła mnie boleć, a przed oczami pojawiły się czarne plamy. Obraz zaczął się rozmywać. Zemdlałam.

*OCZAMI SYRIUSZA*

     McGonagall wchodzi do PW, woła mnie i Jamesa na korytarz, idziemy, mówi, że Tris zemdlała i mamy iść do SS, a ona wraca do Stelli na szlaban. Kiedy spytaliśmy co się stało powiedziała, że wszystkiego dowiemy się na miejscu. Kiedy natomiast doszliśmy na miejsce nikt nie raczył nas zaszczycić nawet spojrzeniem. Jedno z łóżek było osłonięte kotarą i zapewne było to właśnie to, na którym leżała Tris. Najpierw chcieliśmy pójść do Dumbledore'a, ale ona przecież miała z nim szlaban, więc on pewnie siedział za tą kotarą razem z panią Pomfrey. Więc siedzimy i czekamy. James za chwilę zejdzie na zawał, a ja mam ochotę komuś przywalić.
     Kiedy w końcu łaskawie pani Pomfrey z Dumbledorem wyszli zza tej idiotycznej kotary, nie odsłaniając jej oczywiście, spojrzeli na nas z zaskoczeniem. No myślałem, że coś mu zrobię.
- James, Syriusz, co tu robicie? - spytał uśmiechając się lekko. Już otworzyłem usta, żeby coś mu odpowiedzieć, ale James mnie uprzedził.
- Profesor McGonagall powiedziała, że Tris tu jest, bo zemdlała - powiedział średnio miło.
- Tak, leży tutaj, możecie się z nią zobaczyć, ale obawiam się, że śpi - odparł najspokojniej  na świecie.
- Och, czyli nie zamierza nam pan powiedzieć co się stało? - wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
- Nic się nie stało, Syriuszu, po prostu zasłabłam. - Odwróciłem się gwałtownie w stronę łóżka. Była cholernie blada, a jej mina wcale nie wskazywała, że nic się nie stało.
- Oj błagam, Tris. Ludzie nie mdleją od tak, musiało się coś stać - odparłem.
- Nie, naprawdę wszystko w porządku - zapewniła nas, ale mogę się założyć, że James też jej nie uwierzył.
- Nie jesteśmy głupi - wtrącił James.
- James proszę - powiedziała cicho i spojrzała na niego nie pewnie.
     I nagle zrozumiałem. Coś się stało, ale nie chce, albo nie może, nam powiedzieć co. Albo to coś naprawdę niebezpiecznego i lepiej, żebyśmy nie wiedzieli, albo Dumbledore jej zabronił. Zerknąłem na chłopaka. Wpatrywał się w siostrę, która unikała kontaktu wzrokowego i ze mną i z nim.
- Dobra - westchnął w końcu. - Idziesz do Pokoju? - spojrzała na dyrektora i westchnęła.
- Za niedługo przyjdę - mruknęła i w końcu na mnie przelotnie spojrzała. Dumbledore ruszył w stronę, a ona ruszyła za nim patrząc na swoje buty.

*OCZAMI TRIS*

     Dlaczego ja się tak okropnie czuję? Przecież nie zrobiłam nic złego. Prawda? Przecież tylko nie powiedziałam im o tej głupiej Księdze. Ale przecież nie mogę. Jenyyy, zabijcie mnie ludzie! Dlaczego to wszystko musi być takie skomplikowane i trudne? I dlaczego, do cholery, to ja muszę być tym głupim Magiem Nocy?
- Tris? - Z zamyślenia wyrwał mnie głos dyrektora.
- Tak? - spytałam patrząc na niego zdezorientowana i ze zdziwieniem stwierdzam, że jestem już w jego gabinecie.
- Dobrze się czujesz?
- Tak, tylko się zamyśliłam. - Usiadłam w fotelu i spojrzałam niechętnie na Księgę leżącą na biurku. 
- Więc Tris, wracając - zaczął. - Ta Księga jest naprawdę cenna, musisz ją zawsze mieć przy sobie...
- Słucham? - przerwałam mu chamsko. - Jakim cudem mam ją mieć zawsze przy sobie? Przecież jest ogromna.
- Właśnie do tego zmierzam, więc nie przerywaj mi jeśli łaska - odparł już lekko zniecierpliwiony. Kiwnęłam głową. - Nie możesz nigdzie się bez niej ruszać, zawsze miej ją przy sobie i  nikomu o niej nie mów. Rozumiesz? Nikomu. Ani Jamesowi, ani Syriuszowi. Nikomu. - Pokiwałam powoli głową. - Księgę zawsze chowaj do tego - mówiąc to wyciągnął z jakieś szuflady okrągłą, czarną torebkę z ćwiekami. Spojrzałam na niego zaskoczona. Raz: skąd on wytrzasnął taką torebkę? Jest piękna. I dwa: jak ona ma mi pomóc w noszeniu tej OGROMNEJ Księgi? - Rzuciłem na nią zaklęcie zwiększająco-zmiejszające. Możesz do niej wsadzić tak dużo rzeczy jak chcesz, a miejsce nigdy się nie skończy.
     No tak. Przecież jesteśmy czarodziejami. To logiczne, że możemy zaczarować torebkę, żeby wsadzić do niej magiczną księgę z zaklęciami. Normalka.
     Stwierdziłam, że mu nie odpowiem, bo naprawdę nie miałam pojęcia co. Dyrektor tylko wsadził Księgę do torebki i mi ją podał.
- Dziękuję, mogę już iść? - powiedziałam dosyć chłodno. Co ja poradzę, że nie wiem co mam myśleć?
- Tak, do widzenia.
- Do widzenia - mruknęłam i wyszłam.
     Jedyne o czym teraz marzę to iść spać, ale pewnie zostanę zasypana pytaniami Syriusza i Jamesa co też się takiego stało, że zemdlałam.
     Przygotuj się na długi wieczór, Potter.

***************************************************************

DOBRY WIECZÓR. Oto jestem, a to dlatego, że pani od polskiego się zlitowała i nie zadała nam nic do domu, ale właśnie sobie przypomniałam, że mam jutro kartkówkę z niemca, a w ogóle do książki nie zajrzałam.  WITAJ PIERWSZA PAŁO! Przewidziałam to.
Ale do rzeczy! Jak Wam się rozdział podoba? Hmmm? Bo muszę z dumą powiedzieć, że mi się podoba. Co myślicie o Severusie i Filchu? I co myślicie o Księdze? Proszę o komentarze.
Jeszcze chwilę sobie pogadam, ok? Jak tam u Was w szkole? U mnie całkiem, całkiem. Klasa ujdzie, nauczyciele całkiem spoko, tylko niektórzy niemiłosiernie nudni. Ogólnie szkoła mi się podoba. Tylko strasznie dużo nam zadają. Poważnie, pierwszy raz nie mam zadania z polskiego.
Rozdział nie sprawdzony, bo Natalia mnie zabije, jeżeli TERAZ go nie dodam, więc dodaję.
Ela^^


środa, 31 sierpnia 2016

ROZDZIAŁ #21

*OCZAMI NATHALIE*

     Od prawie tygodnia zbieram się, żeby porozmawiać w końcu z Remusem. Miałam już tryliard okazji, a dalej nie zamieniłam z nim więcej niż trzy słowa. Muszę  wziąć się w garść i z nim pogadać. Bo ile można ukrywać swoje uczucia? No, pewnie długo, ale ja nie jestem w tym dobra.
    W tej właśnie chwili idę przez pusty korytarz na kolację. Byłam w bibliotece. Znowu. Siedziałam tak tak długo, aż pani Pince powiedziała, że powinnam pójść na kolację. Dopiero wtedy zorientowałam się, że jest już tak późno.
     W pewnym momencie zauważyłam jakąś postać siedzącą na parapecie i czytającą książkę. Podeszłam bliżej, uważając, żeby chłopak mnie nie zauważył. Z tej odległości rozpoznałam Remusa. Dobra, weź się w garść dziewczyno i idźże pogadaj z nim. Podeszłam niepewnym krokiem do okna. Siedział po turecku z książką na kolanach.
- Remus? - spytałam nieśmiało. Podniósł gwałtownie głowę. W jego oczach lśnił smutek i dopiero wtedy zorientowałam się, że na kolanach trzyma album ze zdjęciami.
- Tak? - spytał zamykając album i odkładając go na parapet obok siebie.
- Wszystko w porządku? - spytałam. Głupie pytanie, Sheridan.
- Przecież wiesz, Nathalie - mruknął.
- Ja...przepraszam. Nie powinnam się pytać, to nie moja sprawa - powiedziałam i już chciałam odchodzić, ale mnie zatrzymał. W głębi duszy cieszyłam się jak małe dziecko.
- Usiądź - mruknął, niemrawo się uśmiechając.
- Więc... - powiedziałam patrząc na niego pytająco.
- Nie, nie czuję się dobrze - powiedział wpatrując się w swoje dłonie. Spodziewałam się tego. Wcześniej rozmawiałam z Tris. Powiedziała, że wciąż czuje się winna.
- Rozumiem - oznajmiłam. - I nie patrz tak na mnie, naprawdę rozumiem - dodałam kiedy zobaczyłam jego minę.
- Jak? - zapytał. Zabolało. Nie powinno, a jednak. - Znaczy...jeżeli mogę spytać. To nie moja sprawa i...
- Wszystko w porządku - zapewniłam go. - Po prostu on kocha inną. - I właśnie ze mną rozmawia, pomyślałam.
- Och - wyrwało mu się. - Przykro mi.
- Mnie też. No wiesz, z powodu Tris - powiedziałam jak najbardziej szczerze.
     Pokiwał smętnie głową i spróbował się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego grymas.
- Nikt nie może Cię winić za to, że kogoś kochasz. - Położyłam mi dłoń na ramieniu niepewnie. - Bo miłość to piękne i czyste uczucie.
- Wiem, ale... - zaczął.
- Nie, nie wiesz, Remusie - zaprzeczyłam. - Nie bierz wszystkiego na siebie. Jesteś człowiekiem, Remus. Po prostu człowiekiem. I nie zamykaj się na wszystkich. Oni też potrzebują czasu, żeby to wszystko przetrawić, ale na pewno się od ciebie nie odwrócą. Jesteś ich przyjacielem. Przemyśl to.
    Wstałam i otrzepałam spodnie. Posłałam mu krzepiące spojrzenie i wyciągnęłam rękę.
- Idziemy na kolację?
     Uśmiechnął się do mnie krzywo i złapał moją dłoń.
     Dobra robota, Sheridan, odezwało się moje sumienie. Uśmiechnęłam się lekko i skierowałam się z Remusem u boku do Wielkiej Sali.

*OCZAMI TRIS*

     Przyszłam do Wielkiej Sali, żeby spokojnie zjeść kolację, ale nie! Rodzice MUSIELI napisać do mnie akurat teraz, nie? Czy chociaż jeden dzień nie może obyć się bez żadnych niespodzianek? Dlaczego zawsze, codziennie ktoś musi zrobić coś, żebym była zła, smutna albo wystraszona?
     Normalnie nie wściekłabym się tak, bo rodzice do mnie napisali, ale akurat teraz to przegięli. Chcą się ze mną spotkać. Chcą się ze mną spotkać w dniu pełni. Chcą się ze mną spotkać dwa dni przed balem. Chcą się ze mną spotkać dwudziestego drugiego grudnia.
     Po co, ja się pytam. Jakby nagle przypomnieli sobie o istnieniu swojej córki. Nie mogli się ze mną spotkać zaraz po tym, jak się wybudziłam? Albo w ogóle! Zapewniam, że nie ubolewałabym nad tym.
     Kiedy Syriusz się mnie spytał dlaczego jestem taka wściekła i co się stało podałam mu list nawet na niego nie patrząc. Kiedy skończył czytać położył złożoną kartkę przed moim talerzem i objął mnie ramieniem.
- W porządku? - spytał. Spojrzałam na niego, uśmiechał się do mnie krzepiąco. Kiwnęłam głową.
- Ta, w porządku - mruknęłam. - Nie jestem głodna - dodałam i wstałam od stołu biorąc do ręki kartkę.
     Wsadziłam ją do kieszeni i wyszłam.  Skierowałam się w stronę wieży zegarowej. Prawie nigdy nikt tam nie przychodzi, więc jest to dobre miejsce, kiedy chce się pobyć samemu. Często tam chodzę, kiedy chcę coś przemyśleć, tak ja teraz.
     Kiedy doszłam na miejsce od razu pożałowałam, że nie wzięłam płaszcza. Byłam w swetrze i szacie Hogwartu. Zignorowałam wiatr i usiadłam pod ścianą. Zamknęłam oczy i oparłam głowę o ścianę. Nie dane mi jednak było długo cieszyć się ciszą i samotnością.
- Potter - usłyszałam głos należący z pewnością do dziewczyny. Niechętnie otworzyłam oczy i spojrzałam na dziewczynę. Stała przede mną ze skrzyżowanymi na piersi rękoma. Stella. Uniosłam brwi zaskoczona.
- Znamy się? - spytałam wstając i otrzepując spodnie. Spojrzała na mnie kpiąco.
- Nie udawaj - prychnęła. - Dobrze wiesz, kim jestem.
- Aaa, tak, była Syriusza, która nie dopuszcza do siebie myśli, że z nią zerwał, zapomniałabym - powiedziałam sarkastycznie i spojrzałam na nią z góry. Była strasznie niska.
- Nie bądź taka do przodu, Potter - warknęła. Przewróciłam oczami.
- Mhm, jasne. Przyszłaś tutaj tak po coś konkretnego, czy ci się nudzi i chcesz kogoś po wkurzać?
- Odwal się od Syriusza, dobrze ci radzę - powiedziała zawistnym tonem. Spojrzałam na nią z politowaniem.
- A jak nie, to co? Zrobisz mi coś, kurduplu? - powiedziałam kpiąco.
     W odpowiedzi wyciągnęła różdżkę i zanim zdążyłam zareagować na moich włosach rozbiło się kilkanaście zgniłych jajek. Przegięła. Wszystko, byle nie włosy. Moje włosy to świętość. Nikt nie ma prawa ich dotykać, a tym bardziej rozbijać na nich jajek.
     Spojrzałam na nią z nienawiścią.
- Przegięłaś, Benson - warknęłam, wzięłam zamach i uderzyłam ją w nos.
     Prawie upadła. Prawie. Pewnie była na to przygotowana. Z jej nosa pociekła strużka krwi. Zamachnęła się i spróbowała mnie uderzyć, ale zrobiłam unik i wykręciłam jej rękę. Upadła na kolana i jęknęła. Puściłam jej ramię i po chwili przygotowywałam się do uniknięcia jej pięści.
- TRIS! - usłyszałyśmy znajomy głos na schodach. Obróciłyśmy się w tamtym kierunku równocześnie. W drzwiach stał Syriusz i patrzył to na mnie to na nią. Po kilku sekundach poczułam przeszywający ból nosa. Spojrzałam na Stellę. Stała z uniesioną pięścią i patrzyła na mnie triumfalnie. Zalała mnie fala nienawiści. Z nosa pociekła mi krew i już zamachnęłam się, żeby jej oddać, ale ręka Syriusza mnie powstrzymała. Spojrzałam na niego wściekle, a on stanął przede mną trzymając moje nadgarstki.
- Tris, spokojnie, uspokój się! - powiedział patrząc mi w oczy. Kiedy przez chwilę się nie odzywałam, ani w ogóle nie reagowałam zawołał wściekły przez ramię: - Zjeżdżaj, Benson!
- Już mnie tu nie ma - powiedziała kpiąco i wyszła. Dopiero kiedy jej kroki ucichły na schodach Syriusz puścił moje ręce.
- Co to miało być? - spytał. Spojrzałam na niego wściekła.
- A jak myślisz? - warknęłam. Spojrzał na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
     Nie! Tris! Ogar! Nie wyżywaj się na Syriuszu! Nie możesz go karać za to, że jakaś idiotka rozbiła ci jajka na głowie.
- Przepraszam - szepnęłam. - Nie powinnam się na tobie wyżywać.
- Czego chciała? - spytał cicho.
- Żebym się od ciebie odwaliła - mruknęłam niechętnie.
     Westchnął i do mnie podszedł. Już chciał mnie przytulić, kiedy stanął jak wryty.
- Co masz na włosach? - spytał niepewnie.
- Zgniłe jaja.
- O Boże - szepnął, a jego oczy powiększyły się do wielkości spodków. - Ona umrze.
- Mhm.
- Wiesz, może już pójdziemy - powiedział oddalając się ode mnie nieznacznie. - Nie chcę teraz zostawać z tobą sam. 
     Na te słowa uśmiechnęłam się lekko.
- Chodźmy, muszę umyć włosy, bo zaraz zwymiotuję - powiedziałam i zaczęłam schodzić po schodach.
- Tris... - zaczął Syriusz.
- Hm?
- Byłaś wściekła nie?
- Mhm.
- I nic się nie stało?
- Co?
- W sensie z pogodą.
     Zatrzymałam się gwałtownie i odwróciłam do niego. Boże! Boże, Boże, Boże, Boże! Nie wierzę! Panuję nad tym! Uśmiechnęłam się szeroko i zbiegłam ze schodów. Weszłam w tajne przejście, które prowadziło prosto na schody do wieży Gryffindoru. Wbiegłam po nich i obudziłam drzemiącą Grubą Damę.
     W PW siedziała większa część Gryfonów. Przecisnęłam się przez mały tłumek pierwszaków grających w czarodziejskie szachy i wbiegłam do dormitorium. Od razu spojrzałam na parapet. W doniczce stała prawie w pełni rozwinięta róża. Syriusz stanął obok mnie.
- Nie wierzę - szepnęłam i podeszłam do parapetu. Dotknęłam ostrożnie łodygi i uśmiechnęłam się lekko. Odwróciłam się do Syriusza. Patrzył na mnie z delikatnym uśmiechem. - Udało mi się. Prawie. Tylko jak?
- Nie wiem. Może powinnaś porozmawiać z Dumbledorem?
- I tak niedługo mnie wezwie. Idę umyć włosy - powiedziałam i wzięłam ubrania na zmianę.

*GODZINĘ PÓŹNIEJ*

     Dawno tak długo nie stałam pod prysznicem. Przez godzinę zmywałam to świństwo z włosów. Następnym razem jak spotkam Stellę to jej nogi z dupy powyrywam. Nienawidzę jej.
     Wyszłam z łazienki w rurkach i swetrze z reniferem. Syriusza nie było. Właściwie to nawet lepiej. Usiadłam na łóżku i westchnęłam. Wzięłam do ręki różdżkę i wysuszyłam włosy po czym je rozczesałam i zostawiłam rozpuszczone. Wyszłam z dormitorium i skierowałam się w stronę kominka.
- Hej - powiedziałam do całej grupy siedzącej w półkolu.
- Hej - odpowiedzieli mi wszyscy w tym samym czasie, po czym zaczęliśmy się śmiać.
- Jak się mają twoje włosy? - spytała Alice.
- Żyją, ale tą idiotkę brutalnie zamorduję. -  Syriusz zabrał rękę, którą mnie obejmował i się odsunął udając przerażonego czym wywołał salwę śmiechu.
- Boję się ciebie - powiedziała Lily.
- Tak, wiesz, mam w planach poderżnięcie ci gardła w nocy, bo nie chcesz być moją bratową - powiedziałam ze śmiertelnie poważną miną.
- Nie no Tris, to już poważnie było straszne - powiedział James.
     Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę o mojej chęci zabicia Stelli, kiedy podszedł do nas jakiś pierwszoroczny.
- Przepraszam - powiedział nieśmiało stając przed fotele, w którym siedziałam razem z Syriuszem.
- Tak? - spytałam uśmiechając się do niego.
- P-profe-fe-sor Dum-dumbledore chce z t-tobą rozmawiać - wyjąkał. Czego on się tak bał? Przecież ja siedzę tylko z jednym z Huncwotów w fotelu i wcale nie jestem znana z kawałów zrobionych właśnie z nimi. No skądże. Nie ma się czego bać.
- Ok, dzięki - mruknęłam i wstałam na co chłopak cofnął się tak gwałtownie, że gdyby James nie wyciągnął ręki w idealnym momencie upadłby do tyłu. Odwrócił się, spojrzał przerażony na mojego brata i uciekł. Spojrzałam zdezorientowana na Jamesa. - Ej no! Przecież nie jesteśmy tacy straszni! - powiedziałam dosyć głośno.
- Jesteście - powiedziała Alice, siedząca niedaleko z Frankiem. - Zwłaszcza dla pierwszaków.
- Poważnie? Dlaczego? - jęknęłam. Nie chciałam, żeby się mnie bali. Właściwie to nie powinni. Jestem prefektem! Alice tylko wzruszyła ramionami i z powrotem pochyliła się nad jakąś książką. - No nieważne. Idę do Dropsa.
- Powodzenia! - zawołało za mną jeszcze kilka osób i wyszłam z PW.

*************************************************************

Cześć! W tym rozdziale miała jeszcze być rozmowa Tris i Dumbledore'a, ale nie zdążyłabym jej już napisać, a chciałam jeszcze na tych wakacjach coś dodać.
Jak się trzymacie przed szkołą? U mnie jest lepiej, bo już wiem z kim będę w klasie, bo jak wiecie albo nie, idę do gimnazjum i trochę się bałam z kim będę. Okazało się, że będzie kilka kretynów, ale nie jest źle bo będę z moją ByFyFy, tak Majka o tobie mówię, także żyję! Ale moja psychika i tak już siada. Ja nie chcę! Boże, może ja już przestanę Was dołować.
W każdym razie mam nadzieję, że rozdziałem umilę Wam ostatnie chwile wolności. Może nie jest jakiś genialny, ale nawet mi się podoba. Proszę o komentarze i na koniec życzę Wam jeszcze powodzenia, dobrych wyników i miłych nauczycieli.
Ela^^

                                              

sobota, 27 sierpnia 2016

ROZDZIAŁ #20

*OCZAMI TRIS*

     Cały dzień byłam pół przytomna. Na Historii Magii prawie zasnęłam, gdyby nie szturchający mnie cały czas Syriusz usnęłabym po kilku minutach. Tej nocy prawie nie spałam, a czeka mnie jeszcze nocny patrol z Jamesem. W końcu spędzimy trochę czasu razem. Oddaliliśmy się od siebie ostatnio. Nie odpowiada mi to, ale naprawdę nie wiem jak z powrotem się do niego zbliżyć. Ja i James od zawsze byliśmy nierozłączni, ale od kiedy zaczęłam spotykać się z Syriuszem coś się zmieniło. Właściwie to cały ten rok jest inny. Od września było inaczej. Mniej kawałów, mniej wspólnie spędzonego czasu na błoniach czy w Hogsmead. Ja cały czas siedziałam z Lily w bibliotece, a kiedy nie siedziałam w PW pomagając Syriuszowi czy Jamesowi z lekcjami. Zawsze uczyłam się najlepiej z naszej trójki. Od październikowej pełni było jeszcze gorzej. Moja pierwsza randka z Syriuszem, kłótnia, szlaban... I ten nieszczęsny atak. On zmienił wszystko diametralnie. I właśnie w tamtym momencie James usunął się na bok ustępując miejsca Syriuszowi. Albo może to ja go odsunęłam?
     W tej chwili idę sama do Wielkiej Sali na obiad. Byłam jeszcze w dormitorium, żeby odłożyć książki. Korytarze były całkowicie opustoszałe. Nie było na nich nawet duchów. Już na schodach usłyszałam charakterystyczną wrzawę Sali i mimowolnie się uśmiechnęłam. Kochałam to miejsce. Czułam się tutaj bezpiecznie, niezależnie od ilości aurorów kręcących się po korytarzach. Właśnie. Aurorzy. Ich też nie było. Nie podoba mi się to. Przyspieszyłam kroku, a rękę położyłam na kieszeni szaty, w której spoczywała różdżka. Popchnęłam ciężkie drewniane drzwi, zwracając tym samym uwagę wszystkich zgromadzonych. Stoły zniknęły. Został tylko jeden, przy którym siedzieli nauczyciele. Uczniowie ustawili się w tych miejscach, w których zwykle stały stoły.
     Z kilkoma wyjątkami. Wszyscy prefekci stali razem z aurorami za Dumbledorem. Wypatrzyłam wśród nich Jamesa. Stał z poważną miną przyglądając mi się z ulgą. Kawałek dalej, razem z jakimś Krukonem i aurorem, stała Lily. Nawet z tej odległości widziałam strach na jej twarzy.
- Tris - odezwał się w końcu Dumbledore. Spojrzałam na niego. - Chodź tutaj.
     Posłusznie ruszyłam w jego stronę ignorując spojrzenia przewiercające mi się przez plecy. Kiedy szłam obok miejsca, w którym przeważnie siedzimy z Huncwotami spojrzałam w lewo. Napotkałam pełne strachu spojrzenie Syriusza. Przełknęłam ślinę i odwróciłam spojrzenie.
     Kiedy podeszłam do Dumbledore'a skinął głową w stronę Jamesa. Podeszłam do niego i stanęłam między nim, a aurorem, w którym rozpoznałam tego, który puścił mnie i Syriusza na błonia.
- Co się dzieje? - szepnęłam do brata.
- Podobno ktoś widział Śmierciożercę na terenie szkoły. Idziemy na patrol - odszepnął.
     Mogę się założyć, że zbladłam. Zachwiałam się lekko na nogach, ale zaraz się opanowałam.
- W porządku? - spytał James. Pokiwałam lekko głową nie patrząc na niego.  Nie chciałam zobaczyć jego oczu teraz. Bał się, a teraz dodatkowo się o mnie martwił.

*PÓŁ GODZINY PÓŹNIEJ*

     Dumbledore powiedział, że razem z Jamesem i tamtym aurorem mamy przeszukać dziesiąte piętro i wieżę zegarową. Jesteśmy na schodach prowadzących na wieżę. Całe piętro jest czyste. Auror idzie pierwszy, później ja i na końcu James.
    Kiedy weszliśmy na wieżę naszym oczom ukazał się przerażający widok. Na ścianie czerwoną farbą, do złudzenia przypominającą  krew, napisane było "Nie uciekniesz, Potter". Zrobiło mi się słabo. Zachwiałam się na nogach i najpewniej bym upadła, ale James mnie złapał. Spojrzałam na niego. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Nie patrzył na mnie. Spojrzałam na aurora, który rozglądał się z wyciągniętą różdżką.
- James pójdź z Tris do Wielkiej Sali i przyprowadź tutaj Dumbledore'a - powiedział. - Ja zostanę.
     Pokiwał głową i w końcu na mnie spojrzał. Teraz w jego oczach błyszczał strach. Przełknęłam ślinę i ruszyłam z nim w stronę schodów. Nie odzywaliśmy się do siebie przez całą drogę. Obydwoje szliśmy z różdżkami w rękach rozglądając się nerwowo cały czas. Kiedy weszliśmy do Sali zobaczyliśmy kilkadziesiąt dziesięcioosobowych stolików porozrzucanych po całej sali. Obydwoje spojrzeliśmy na dyrektora, który wstał z miejsca i już szedł w naszą stronę.
- Gdzie? - spytał.
- Wieża zegarowa - powiedział James. - Tris zostaje tutaj - dodał.
     Dumbledore spojrzał na mnie wzrokiem nie wyrażającym emocji i wskazał ręką stół przy którym siedział Syriusz, Remus i reszta. Pokiwałam głową ruszyłam w tamtą stronę chowając różdżkę. Miejsce pomiędzy Syriuszem a Wandą było wolne. Oprócz tego jeszcze dwa inne, dla Jamesa i Lily. Wszyscy obecni śledzili mnie wzrokiem, a ja skupiłam się na liczeniu swoich kroków, bo inaczej zapewne bym się rozpłakała na środku Sali.
     Usiadłam. Na przeciwko mnie siedział Remus, który wpatrywał się we mnie błyszczącymi od strachu oczami.
- Tris? - powiedział cicho i niepewnie Syriusz. Spojrzałam na niego.
- Na ścianie był napis. "Nie uciekniesz, Potter" - szepnęłam.
     Wszyscy przy moim i sąsiednich stolikach zamarli. Przełknęłam ślinę, a po moim policzku spłynęła powstrzymywana od dłuższego łza. Syriusz mnie przytulił do swojej piersi i wtulił twarz w moje włosy. Zamknęłam oczu i pozwoliłam łzom płynąć. Poczułam rękę Wandy na plecach.
     Po kilkunastu minutach, kiedy się uspokoiłam oderwałam się od niego.
- Zjedz coś - powiedziała cicho Nathalie i dopiero wtedy zorientowałam się, że na stołach leży jedzenie. Kiwnęłam głową i nałożyłam na talerz dwa krokiety. Syriusz podał mi pucharek z sokiem dyniowym. Spojrzałam na niego z wdzięcznością.
     Kiedy kończyłam posiłek drzwi Sali otworzyły się gwałtownie. Odwróciłam się z nadzieją, że to Dumbledore, ale zamiast niego wszedł James. Skierował kroki w naszą stron i usiadł obok Syriusza.
- Malfoy - wycedził przez zęby. Spojrzałam na niego zdezorientowana.
- Co?
- To Malfoy napisał ten tekst. Auror go znalazł za zegarem, walnąłem go i Dumbledore kazał mi wracać - powiedział.
      Patrzyłam na niego z otwartymi ustami. Malfoy tym razem przegiął.
- Zabiję go - szepnęłam równo z Syriuszem, Remusem, Wandą, Nathalie, Elizabeth i Alice. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
     Po chwili milczenia drzwi otworzyły się po raz kolejny. Tym razem to był Dumbledore, razem ze wszystkimi aurorami i prefektami, których wysłał. Prowadził Malfoy'a.
- Sprawcą całego zamieszania - zaczął kiedy stał przed stołem - jest Lucjusz Malfoy.
     Wstałam z miejsca i podeszłam do blond lalusia.
- Myślisz, że to było śmieszne, Malfoy? - warknęłam, ledwo powstrzymując się od uderzenia go.
- Gdybyś widziała swoją minę też byś tak myślała - powiedział z bezczelnym uśmieszkiem.
     Zamachnęłam się i walnęłam go z całej siły w nos. Jęknął i upadł trzymając się za nos. Patrzyłam na niego z pogardą, a Gryfoni, Krukoni i duża część Puchonów zaczęła mi wiwatować. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
     Nagle poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Odwróciłam się gwałtownie. Lily.
- Tris usiądź - szepnęła. Rozejrzałam się. Ślizgoni patrzyli na mnie z nienawiścią, a reszta z radością, niektórzy z uznaniem, głównie pierwszoklasiści. Nauczyciele natomiast dosyć surowo, ale na ustach Dumbledore'a i McGonagall dostrzegłam cień uśmiechu. Kiwnęłam głową i wróciłam do stołu.
- Moja krew - powiedział James przybijając ze mną piątkę.

*PÓŁNOC, ZACZYNA SIĘ NOCNY PATROL JAMESA I TRIS*

     Pożegnałam się z Syriuszem, założyłam skórzaną kurtkę i botki i wyszłam z dormitorium. James już na mnie czekał.
- Cześć - powiedziałam cicho.
- Hej.
     Ok, uspokój się, Tris. Dlaczego, do jasnej cholery, denerwuję się przed spotkaniem z bratem? Co we mnie wstąpiło.
- Rodzice napisali - odezwał się kiedy szliśmy przez korytarz na siódmym piętrze. Spojrzałam na niego i uniosłam brwi pytająco. - Znowu aresztowali Harry'ego i Marka.
     Spuściłam wzrok i przez chwilę się nie odzywałam. Mark i Harry to, można powiedzieć, moi przyjaciele. Chociaż wciągnęli mnie w bagno i nie potrafię sama z niego wyjść. Zaczęło się w zeszłe wakacje. Imprezy, alkohol, pojawiały się nawet narkotyki. Później idiotyczne zakłady i dwa aresztowania. Mimo iż wiem, że to co robię jest złe nie potrafię, a może nie chcę, przestawać. Może chcę tak ukarać rodziców za ich problemy i za to, że praktycznie w ogóle nie poświęcali mi i Jamesowi uwagi. W te wakacje pewnie zacznę wszystko od początku.
- Za co? - odważyłam się w końcu spytać.
- Kradzież z włamaniem - powiedział cicho.
     Spojrzałam na niego zszokowana i pokręciłam powoli głową.
- Nie... - szepnęłam.
- Przykro mi - powiedział, ale wiedziałam, że wcale nie było mu przykro. Nienawidził ich. Ja właściwie też. - Prawdopodobnie będą mieli sprawę. Są pełnoletni, więc grozi im więzienie, a trzy poprzednie aresztowania wcale im nie pomagają.
- Dzień przed wyjazdem się z nimi spotkałam - zaczęłam. Byłam na nich wściekła. - Obiecali mi, że nie wpakują się w kłopoty.
- Tris znasz ich, oni... - zaczął, ale mu przerwałam.
- Wiem James. Nie zmienią się.
     Położył mi rękę na ramieniu, ale po chwili ją zabrał. Przez dłuższy czas szliśmy w milczeniu.
- A co z tobą i Remusem? - spytał w końcu.
- W porządku...chyba. Nie rozmawiałeś z nim? Ani z Syriuszem? - odparłam.
- Rozmawiałem, ale z tobą jeszcze nie. Więc jak?
- Nie mam pojęcia - powiedział i włożyłam ręce do kieszeni. - Niby w porządku, ale Remus chyba jeszcze nie jest gotowy na... na powrót do normy, jeżeli mogę to nazwać normą, bo moje życie nigdy nie było normalne - powiedziałam.
- Tak, to wiem, ale jak ty się czujesz? Tris musisz coś czuć.
- Nie wiem... źle - powiedziałam. - Okropnie. Mam wrażenie, że w ciągu dwóch miesięcy moje życie zrobiło obrót o sto osiemdziesiąt stopni. I nigdy już nie będzie takie samo.
- Bo nie będzie. - Marne pocieszenie, James. - Wiesz o tym. Wszyscy o tym wiemy.
- Ta, niestety, lubiłam swoje stare życie - westchnęłam. - A ty i Lily? Jak to możliwe, że zgodziła iść się z tobą na bal?
- Jako przyjaciele. Kiedy byłaś nieprzytomna bardzo się do siebie zbliżyliśmy - powiedział. Spojrzałam na niego z uniesionymi brwiami. Pokręcił głową ze smutnym uśmiechem. - Ciężko to przeżyła. Każdej nocy po jej nocnym patrolu czekaliśmy na nią z Syriuszem. Ja wtedy na nie nie chodziłem, bo Dumbledore mi zabronił. Chodziła do ciebie co noc. Raz Syriusz ze mną nie siedział i wtedy... wiesz, przyjaciele. - Uśmiechnęłam się do niego krzepiąco. - Wiesz, chyba już pogodziłem się z tym, że między mną a Lily nigdy nie będzie nic więcej.
- James, bredzisz - powiedziałam całkowicie poważnie. - Ona cię kocha. Tylko jeszcze o tym nie wie.
     Zaśmiał się.
- Wierzysz w to? - spytał. Co mu się stało, że nagle jest taki pesymistyczny?
- Jak najbardziej.
     Przez resztę patrolu zamieniliśmy tylko kilka zdań. Każde z nas było pogrążone we własnych myślach.
- A ty i Syriusz? Układa wam się? - spytał, kiedy wracaliśmy do wieży po zdaniu raportu dyrektorowi. Było piętnaście po drugiej.
- Tak, jak najbardziej. Wszystko w porządku - powiedziałam. Nie za bardzo uśmiechało mi się rozmawianie o tym z Jamesem. Pewnie dlatego, że jest moim bratem.
     Kiedy znaleźliśmy się w reszcie z wieży pożegnaliśmy się i on wspiął się po schodach, a ja podeszłam do obrazu.
- Wata miętowa - mruknęłam.
- Nie - powiedział stanowczo były dyrektor.
- Słucham? - Byłam zdezorientowana.
- Hasło się zmieniło - oznajmił najspokojniej na świecie.
- Że jak? W środku nocy?
- Owszem.
- Dlaczego? - jęknęłam.
- Dobranoc - powiedział ignorując moje pytanie.
      Próbowałam jeszcze kilka razy coś do niego powiedzieć, ale skutecznie mnie ignorował. W końcu poddałam się i usiadłam w fotelu przed dogasającym kominkiem. Nie wiem kiedy zasnęłam.

*OCZAMI SYRIUSZA*

     Jest już wpół do czwartej, a jej jeszcze nie ma. Przecież ten obraz by ją wpuścił. Zmieniać hasło w środku nocy. Co za idiotyzm. W końcu postanowiłem wyjść i sprawdzić czy Tris nie użera się z tym upierdliwym kurduplem.
     Kiedy wyszedłem pierwsze co zobaczyłem to skulona na fotelu, śpiąca Tris. Wyglądała przeuroczo. Ale dla mnie ona zawsze wygląda uroczo. Poszedłem do niej i kucnąłem przed fotelem. Szkoda było mi ją budzić, ale gdybym chciał wziąć ją teraz na ręce i tak by się obudziła.
- Tris - szepnąłem i trąciłem ją lekko w ramie. Natychmiast otworzyła oczy i ręką zaczęła szukać kieszeni z różdżką. Jej rozbiegany, zaspany wzrok spoczął na mnie.
- To ty - mruknęła siadając i pocierając oczy. - Obraz nie chciał mnie wpuścić. Zmienił hasło.
- Wiem. Chodź.
     Wyciągnąłem do niej rękę, a ona uśmiechnęła się i złapała ją wstając.
- Nowe hasło to tasiemiec - powiedziałem. - Tasiemiec - powtórzyłem do obrazu.
- Tasiemiec? - spytała z niedowierzaniem. - Kto wymyśla te hasła.
     Uśmiechnąłem się do niej szeroko i pokręciłem głową.
- Idę pod prysznic i spaaać - powiedziała ziewając. - Jestem padnięta.
     Wzięła do ręki piżamę i weszła do łazienki. Po kilku minutach wyszła i usiadła na łóżku rozczesując mokre włosy. Po chwili odłożyła szczotkę, zgasiła lampkę i się położyła.
- Dobranoc - usłyszałem jej szept z ciemności.
- Branoc - powiedziałem cicho i również położyłem się spać.

*******************************************************

Mam mieszane uczucia co do tego rozdziału. Nie wiem co myśleć. Mam nadzieję, że Wam się podobał. Proszę o komentarze.
Jak się czujecie ze świadomością, że za kilka dni szkoła? Ja fatalnie.
Ela^^