Wszystko zmieniło się pewnej wyjątkowo słoneczniej soboty, kiedy nagle zaczęliśmy ze sobą rozmawiać i żartować jak kiedyś. Ot tak. Po prostu w pewnym momencie wszystko znowu się zmieniło. Bez żadnych poważnych rozmów. Bez niczego. Po prostu wszyscy siedzieliśmy w naszym kącie i zaczęliśmy znowu rozmawiać. Ale nie mogłam się tym cieszyć długo. Nie mogłam odzyskać przyjaciela na stałe. Na przeszkodzie stanęła pełnia.
Dzień pełni był jak każdy inny. Wszyscy zdenerwowani, Remus zmęczony. Lily nie odstępowała mnie na krok tłumacząc, że dawno nie spędzałyśmy razem czasu. Dlaczego musiałyśmy go spędzać razem akurat wtedy? Nie to, że nie lubię Lilki. Ja ją bardzo lubię. To moja najlepsza przyjaciółka. Ale dlaczego chciała spędzić ze mną czas akurat wtedy? Nie zniechęciło jej nawet to, że próbowałam się uczyć. O dziwo, to ona narzekała, że za dużo się uczę i powinnyśmy się trochę rozerwać. Zaczęłam wtedy podejrzewać, że ja albo ona padłyśmy ofiarom głupiego kawału Huncwotów. Jak się później okazało dziewczyna po prostu chciała ode mnie wyciągnąć dlaczego Nathalie spędza tak dużo czasu z Remusem. Nie miałam pojęcia.
Kiedy zaczęło się ściemniać zaczęłam się stresować. Okropnie dawno się nie zmieniałam i nie pilnowałam Remusa. Bałam się, że dzisiaj zrobię coś źle. Że przeze mnie Remus ucieknie i coś komuś zrobi. Moje obawy były nie potrzebne. Nie uciekł przeze mnie. Nie uciekł przez nikogo z nas. Po prostu nie daliśmy rady go zatrzymać.
Nie zmienia to faktu, że uciekł. Pobiegł do lasu, a my za nim. Biegłam najszybciej. Byłam wilkiem. W dodatku zaciekłym wilkiem, który nie chciał pozwolić wilkołakowi uciec zbyt daleko. To był mój błąd. Nie powinnam wyrywać do przodu. Powinnam poczekać na resztę, a ja gnałam przed siebie jak głupia. Aż zagrodziłam Remusowi drogę. Pamiętajcie, nigdy nie zastępujcie wilkołakowi drogi. Chyba, że chcecie skończyć jak ja.
Zanim reszta do nas dobiegła było już po wszystkim. Zanim się zorientowałam Remus stał na tylnych łapach i wystawiał pazury. Strach mnie sparaliżował. Nie mogłam się ruszyć. Nie mogłam uciekać.
Sekundę później czułam niewyobrażalny ból, który sprawił, że nie mogłam nadal trwać w zwierzęcej postaci. Od mojego prawego ramienia, przez klatkę piersiową do nadgarstka lewej ręki ciągnęły się trzy szerokie, głębokie i powoli krwawiące rany. Ślady po pazurach Remusa. Las i błonia przeszył mój niewyobrażalny krzyk. Wilkołak spłoszony krzykiem odbiegł w głąb lasu, a ja resztkami sił oparłam się o drzewo rosnące dosłownie krok ode mnie.
Nie wiem, czy to możliwe, ale przerażenie chłopaków widziałam jeszcze zanim zmienili się z powrotem w ludzi. Pierwszy zareagował James. Przemienił się i od razu do mnie podbiegł. I to tyle. Uklęknął przede mną i patrzył na ranę z otwartymi ustami i przerażeniem w oczach. Zaraz po nim pojawił się Syriusz.
- Kurwa - szepnął. Nie miałam siły płakać. Nie miałam siły trzymać oczu otwartych. - Nie zasypiaj, Tris - usłyszałam jego głos, kiedy oczy prawie miałam zamknięte. W odpowiedzi wydałam tylko stłumiony jęk.
- Wracajcie do Remusa. Zaniosę ją do pani Pomfrey. - James. Bracie. DO HAGRIDA JEST BLIŻEJ IDIOTO!
- Do Hagrida. Zanieś ją do Hagrida. Niech zatamuje krwawienie - wtrącił Syriusz. Dziękuję.
- Racja.
*DWIE GODZINY PÓŹNIEJ*
- Nic mi nie jest - wydałam stłumiony jęk, kiedy pani Pomfrey znowu dotknęła mojego ramienia.
- Siedź cicho - mruknęła poirytowana pielęgniarka. - Właśnie zaatakował cię wilkołak. Jest ci coś, Potter.
Wywróciłam oczami i oparłam się o zagłówek z głębokim westchnięciem. Przymknęłam oczy i próbowałam udawać, że w ogóle nie bolą mnie głębokie rany, które zostawiły pazury Remusa.
- Remus nie może się dowiedzieć. - Mój głos był o wiele za słaby, żeby ktokolwiek mógł pomyśleć, że nic mi nie jest.
- Tris, nie jesteś głupia - westchnęła uzdrowicielka i spojrzała na mnie ze współczuciem. - Wiesz, że i tak się zorientuje.
Pokiwałam lekko głową i dotknęłam delikatnie ramienia po czym syknęłam z bólu.
- Mogę dostać coś przeciwbólowego? - skrzywiłam się lekko.
- Nie. - Dumbledore. Oczywiście. Kto inny? Zaczynam nie lubić tego gościa. - Powinnaś się przyzwyczaić do bólu.
- Co? - Tak, wiem. Bardzo dyplomatycznie. Ale gdyby wam ktoś powiedział, że macie się przyzwyczajać do bólu to jakbyście zareagowali?
- Powinnaś wiedzieć o co mi chodzi. - Ten jego spokój jest czasem dobijający. Ja przeżywam męczarnie i zaczynam się bać, a ten z anielskim spokojem oznajmia mi, że powinnam wiedzieć, dlaczego mam się uczyć bólu.
- Nie, nie wiem.
- Co się dokładnie stało? - wskazał ręką na moje rany. Och, no tak. Bo po co mi odpowiadać? Tu wcale nie chodzi o mnie. I prawdopodobnie moje życie.
- Remus uciekł, pobiegliśmy za nim, wyrwałam do przodu, zastąpiłam mu drogę, zaatakował mnie, James mnie zaniósł do Hagrida, a Hagrid tutaj. Nie jestem w stanie opisać tego dokładniej. - Uwielbiam patrzeć na tego gościa obojętnym wzrokiem, bo wtedy on przestaje taki być. A wytrącenie go z równowagi to dla wielu bardzo, ale to bardzo trudna sztuka. Bo on się nie denerwuje. Prawie nigdy. Ostatnio coraz częściej.
- Może James powie mi coś więcej - westchnął.
- Niech go pan zostawi - warknęłam. (Niechcący). - Syriusza i Petera też. Prawie umarłam na ich oczach. Znowu. Niech da im pan odpocząć. Potrzebują tego.
- Nie ma czasu na odpoczynek, Tris. Remus mógł być agresywniejszy nie przez przypadek.
- Siedź cicho - mruknęła poirytowana pielęgniarka. - Właśnie zaatakował cię wilkołak. Jest ci coś, Potter.
Wywróciłam oczami i oparłam się o zagłówek z głębokim westchnięciem. Przymknęłam oczy i próbowałam udawać, że w ogóle nie bolą mnie głębokie rany, które zostawiły pazury Remusa.
- Remus nie może się dowiedzieć. - Mój głos był o wiele za słaby, żeby ktokolwiek mógł pomyśleć, że nic mi nie jest.
- Tris, nie jesteś głupia - westchnęła uzdrowicielka i spojrzała na mnie ze współczuciem. - Wiesz, że i tak się zorientuje.
Pokiwałam lekko głową i dotknęłam delikatnie ramienia po czym syknęłam z bólu.
- Mogę dostać coś przeciwbólowego? - skrzywiłam się lekko.
- Nie. - Dumbledore. Oczywiście. Kto inny? Zaczynam nie lubić tego gościa. - Powinnaś się przyzwyczaić do bólu.
- Co? - Tak, wiem. Bardzo dyplomatycznie. Ale gdyby wam ktoś powiedział, że macie się przyzwyczajać do bólu to jakbyście zareagowali?
- Powinnaś wiedzieć o co mi chodzi. - Ten jego spokój jest czasem dobijający. Ja przeżywam męczarnie i zaczynam się bać, a ten z anielskim spokojem oznajmia mi, że powinnam wiedzieć, dlaczego mam się uczyć bólu.
- Nie, nie wiem.
- Co się dokładnie stało? - wskazał ręką na moje rany. Och, no tak. Bo po co mi odpowiadać? Tu wcale nie chodzi o mnie. I prawdopodobnie moje życie.
- Remus uciekł, pobiegliśmy za nim, wyrwałam do przodu, zastąpiłam mu drogę, zaatakował mnie, James mnie zaniósł do Hagrida, a Hagrid tutaj. Nie jestem w stanie opisać tego dokładniej. - Uwielbiam patrzeć na tego gościa obojętnym wzrokiem, bo wtedy on przestaje taki być. A wytrącenie go z równowagi to dla wielu bardzo, ale to bardzo trudna sztuka. Bo on się nie denerwuje. Prawie nigdy. Ostatnio coraz częściej.
- Może James powie mi coś więcej - westchnął.
- Niech go pan zostawi - warknęłam. (Niechcący). - Syriusza i Petera też. Prawie umarłam na ich oczach. Znowu. Niech da im pan odpocząć. Potrzebują tego.
- Nie ma czasu na odpoczynek, Tris. Remus mógł być agresywniejszy nie przez przypadek.
Wyszedł.
Powiedział mi, że ktoś mógł kontrolować mojego przyjaciela i wyszedł.
Bez słowa. Nie powiedział nawet cholernego "dobranoc". Nic.
*******************************************************************************
Dzień dobry wieczór.
Wróciłam. Po prawie czterech miesiącach, wiem. Jestem okropna wiem.
Naprawdę okropnie Was przepraszam. Pisałam ten rozdział od sylwestra,
poważnie. Próbowałam go napisać szybciej, serio. Ale udało mi się
dopiero teraz i bardzo, ale to bardzo Was za to przepraszam. Naprawdę.
Postaram się dodawać rozdziały częściej, ale nic nie obiecuję. Nie chcę
zapeszać, wiecie. Ale mam pomysł i postaram się nie zaniedbywać tego
opowiadania. Jeszcze raz przepraszam.
Mam nadzieję, że Wam się podoba.
Mam nadzieję, że Wam się podoba.
xoxo Ela